Kawah Ijen & „blue fire”
- grzegorzkoziolek
- 19 lip 2023
- 3 minut(y) czytania
Od wczoraj znowu jesteśmy na Jawie. 🤪 Po wyjątkowo szybkiej podróży z Bali: niewielki ruch, zero korka, zarówno przed promem na Bali jak i już na Jawie. 🙄 Czuliśmy się w sumie nieswojo, powiało nudą, nawet czegoś nam brakowało 🤪🤪🤪.
No nic, jesteśmy przed czasem na miejscówce z której ruszamy na wulkan Kawah Ijen. 🌋 Tym razem pogoda dopisała. 🫣👍👏 Żadnego deszczu nie było, za to pięknie świeciło słoneczko 🌞.
Wyruszyliśmy z hotelu przed 7, do przejechania nieco ponad 30 km 🛣️🚗 (droga od strony wschodniej z miejscowości Banyuwangi - tylko przy mocnych opadach deszczu może być nieprzejezdna). Droga była zaskakująco spokojna, ale wymagająca. Ostre podjazdy, zakręty i na dodatek baaardzo wąska. Wiodła jednak przez malownicze wioski, następnie plantacje kawy, kakao i pieprzu, potem góry i las. 🌳🌴🪵🌱🌿🍃⛰️ Generalnie wszyscy rekomendują dłuższą trasę biegnącą z miejscowości Bondowoso, na zachód od Ijen, podobno jest lepsza. My nią wracaliśmy i stan tej drogi jest koszmarny - nie polecamy jej. Dotarliśmy na parking pod wulkanem ok 8. Od razu podeszli do nas lokalsi, aby zaproponować maski gazowe i pomoc przewodnika. 😷 Pomimo posiadania własnych masek z filtrem węglowym, zdecydowaliśmy się jednak wypożyczyć dwie maski dla chłopców. 🙄🐐🐐. Dużo zależy od szczęścia. Jeśli wulkan jest nadaktywny i wieje wiatr to istotnie, można odczuć mocny dyskomfort. My trafiliśmy na okienko pogodowe. Opary nie były dokuczliwe, nawet nie było „aromatu” zgniłego jajka.
Przed nami trasa ok 3,5km. 🌋🥾Na początku było całkiem przyjemnie, choć Wojtek jak zwykle miał muchy w nosie i marudził. 😬🙄Na dodatek ciągle mijali nas górnicy przeworzący ludzi w wózkach. Zaczepiali nas, zapraszali do skorzystania z Taxi. 🚕🚕🚕 Chłopcy oczywiście też chcieli dostać się w ten sposób na górę, wiec marudzeniu nie było końca. 😡😡😡
Po dwóch odpoczynkach, odpowiedniej dawce cukru, chłopaki ruszyli dziarsko do przodu. 🌋🥾💪 Wojtek oczywiście wrócił do siebie i jak zwykle zaczął biec przed nami 🤪😜🤣😂(powtórka z trekkingu w Norwegii i trekkingów na Maderze). Grzegorz musiał Go gonić, bo ciągle znikał za zakrętami wąskiej ścieżki biegnącej zboczem… 🤣😂
Naczytaliśmy się o samej trasie różnych opinii. Jedni mówili, że łatwa, drudzy, że średniowymagająca. Dla nas, pomimo tego, że to tylko 3,5 km w jedną stronę - trasa była wymagająca, głównie przez kilka dosyć ostrych podejść. ⛰️⛰️⛰️Widoki jednak wszystko wynagradzały.
Nad kraterem tłumów nie było. 🌋Wyruszaliśmy stosunkowo późno na trasę. Generalnie cały ruch odbywa się tutaj w nocy. Górnicy z uwagi na temperaturę (jak wstaje słońce robi się dosyć ciepło), a turyści z uwagi na wschód słońca i „niebieskie ognie”. W Indonezji to już tradycja, czy to wulkan (Jawa), czy to świątynia (Bali), czy Komodo - wszystko musisz obejrzeć o wschodzie słońca…
Jak już turyści napatrzą się na wschód słońca, to górnicy zamiast siarki zwożą ich na dół i tak kończą szychtę. Nam udało się spotkać trzech górników: jednego jak zjeżdżał w dół, a dwóch na szczycie wulkanu, jak ładowali siarkę do koszy ⛏️⛏️⛏️ . Codziennie dwa razy noszą w koszach na plecach około 60-70kg wydobytej siarki 🏋️🏋️🏋🏻💪💪💪
Zejście w dół poszło już sprawniej. Wojtek wystartował pierwszy, gonił Go Grzegorz, my z Bartkiem i naszym przewodnikiem zamykaliśmy stawkę… musimy popracować nad kondycją, trochę nas to zmęczyło 🥵🥵🥵.
Same wrażenia z wulkanu, hmmm… może o wschodzie słońca byłoby jednak ciekawej 🧐🌋📷- tak czy siak polecamy. Podobno na świecie są tylko dwa miejsca z „niebieskimi ogniami”, na Islandii i właśnie na Ijen. My tego nie doświadczyliśmy. Może kiedyś na Islandii 🤔🤔🤔
Tym czasem ruszamy na południe Jawy do Yogyakarty, ostatniego punktu na naszej mapie. Tam w planie 2 świątynie: Prambanan i Borobudur (oczywiście najlepiej zwiedzać je o wschodzie słońca - my jednak zmieniamy tą tradycję 🫣🤪😜).
Comments